Lions Club ....

Artykuły

Z darami na Białoruś!

Pomysł zawiezienia darów dla Białorusinów oraz Polaków zamieszkujących tamte strony zrodził się dawno, dawno temu… ale przygotowania do wyjazdu zajęły nam sporo czasu. Największym wyzwaniem było zebranie odpowiedniej dokumentacji celnej oraz otrzymanie wiz. Na początku lipca 2009 r., po wielu tygodniach biegania po urzędach, kiedy już prawie wszystkie dokumenty były gotowe, byliśmy pewni, że jedziemy na Białoruś z darami.

Podróż nasza swój początek miała w Holandii. Holenderska organizacja HELP DE POLEN, z która przyjaźnimy się i współpracujemy kilkanaście lat, już od wiosny zbierała i segregowała dary dla Białorusi. 
Do Holandii dotarliśmy 8 lipca 2009r. wczesnym rankiem. Po szybkim śniadaniu rozpoczęliśmy, razem z Holendrami, pakowanie darów. Załadowanie ponad 24 ton na Tira zajęło nam prawie cały dzień. Następnego dnia wyruszyliśmy w podróż na Białoruś. Po drodze musieliśmy jeszcze odebrać paszporty z wizami w Warszawie. 
10 lipca późnym popołudniem dotarliśmy do Terespola. Mimo wielokilometrowej kolejki na granicy, my – konwój charytatywny, mieliśmy prawo natychmiastowego wjazdu, dzięki czemu udało nam się zaoszczędzić wiele cennych godzin. Sama procedura odprawy zajęła jednak kilka długich godzin, biegaliśmy od urzędnika do urzędnika, od samochodu do biura odpraw, od okienka do okienka… 
Potwornie zmęczeni opuściliśmy przejście graniczne po 4 nad ranem, a przed nami było jeszcze prawie 300 km do pokonania… 
Zaraz za granicą czekali na nas przedstawiciele z miasta Stoubcy, którzy eskortowali nas do celu. Na miejsce dojechaliśmy około 10 rano i marzyliśmy tylko o kilku godzinach snu. Najpierw jednak poczęstowano nas śniadaniem, a dopiero potem dotarliśmy do hotelu na kilkugodzinną drzemkę.
Na Białorusi spędziliśmy 4 dni. Dary, czyli łóżka elektryczne, materace antyodleżynowe, wózki inwalidzkie, kule, koce przekazaliśmy dlamiejscowego szpitala. Artykuły szkolne, zabawki,słodycze i odzież dziecięcą otrzymały dzieci z domu dziecka. Część darów przekazaliśmy dla miejscowego Czerwonego Krzyża. Dotarliśmy też do „polskiej wsi” Rubieżewicze, gdzie mieszka bardzo wielu Polaków. Dary zostały przekazane dla polskich rodzin oraz dla polskiego księdza, który jest proboszczem w miejscowym kościele.
W każdym miejscu ludzie witali nas bardzo serdecznie, na każdym kroku spotykaliśmy się z ogromną sympatią, gościnnością i wdzięcznością.
Nie była to nasza pierwsza wspólna akcja niesienia pomocy, ale ta na pewno była inna, inna niż dotychczasowe. Docierania do Polaków w niedalekich, a jednak rzadko odwiedzanych miejscach, to wyjątkowe i niezapomniane chwile, pełne wzruszeń i niesamowitych przeżyć.

Czesław Przedpełski                   Anna Przedpełska
LC Poznań Concordia               LEO Club Poznań 1996